Prognozy pogody zapowiadały deszcze na kolejne dni. Nie ma sensu czekać na lepszą pogodę, czas ucieka, więc lepiej zaryzykować. Jestem pewna, że będzie deszcz; ciekawi mnie tylko, jak bardzo zmokniemy. Z powodu ryzyka deszczu wybieramy krótsze wejście na Tarnicę - z Wołosatego, a nie z Ustrzyk Górnych. Droga jest krótsza o godzinę.
Do tego kierowca busa pomstujący na swojego kolegę, który "wsiadł do busa i pociągnął za wajchę w desce rozdzielczej, która blokuje wał" - teraz mu piszczy, zwłaszcza na zakrętach. Opowiadał, co on teraz temu koledze zrobi itd.; to wszystko powtarzał po dziesięć razy, a może więcej; przez całą drogę z Wetliny do Wołosatego.
Razem z innymi pasażerami busa pocieszamy się wzajemnie, że może wiatr przegoni chmury i deszczu nie będzie.
Busy i autobusy w tych stronach jeżdżą regularnie. Nie ma żadnego problemu z dojazdem. Tak było w sierpniu. Jak jest poza sezonem, nie wiem.
Z Wołosatego idziemy niebieskim szlakiem. Przed nami ponad dwie godziny drogi. Bilety do parku kupujemy w budce. Inna cena jest dla osób idących na Rozsypaniec, inna - na Tarnicę. Różnica niewielka, nie ma o czym mówić.
Stare cerkiewisko jest bardzo dobrze zadbane. Otoczone drewnianym ogrodzeniem, z bramą wejściową. Jest tu nawet coś w rodzaju kaplicy polowej - drewniane zadaszenie. Nagrobków z krzyżem niewiele się zachowało. Sfotografowałam wszystkie, które były. Jest spora część nagrobków w formie kamieni; jeden z nich był z wyrytym znakiem krzyża.
Cieszymy się, że nie pada i ruszamy dalej. Mogę powiedzieć już teraz, że przez cały dzień nie było deszczu. Silny wiatr przegnał chmury. Tak więc mieliśmy szczęście.
Wchodzimy do brzozowego lasu, który wkrótce przechodzi w las bukowy, a potem świerkowy.
Wkrótce nieduża polana z drewnianymi ławkami, trochę widoków - i znowu idziemy dalej. Po drodze wiele udogodnień dla turystów. Trzeba przyznać, że pod tym względem Bieszczadzki Park Narodowy jest na bardzo dobrym poziomie. Deszczochrony, podesty, poręcze, schody - to wszystko bardzo ułatwia drogę. Jest ważne szczególnie podczas deszczu.
Wychodzimy z lasu i zaczynają się rozległe widoki. Wiele szczytów we mgle, w chmurach.
Poniżej, po lewej stronie lewej stronie widać Tarnicę.
Tu dobrze widać mgły nad górami. Malownicze, wyjątkowe krajobrazy; jedyne takie w Polsce. I ta łagodność gór; całkowite przeciwieństwo groźnych w wyglądzie Tatr.
Jesteśmy na Tarnicy, najwyższym szczycie w polskich Bieszczadach (1346 m), należącym do Korony Gór Polski. Znajduje się tu najbardziej znany krzyż w Bieszczadach. Corocznie, w Wielki Piątek, odbywa się pielgrzymka połączona z drogą krzyżową na ten bieszczadzki szczyt.
Dla wielu osób sesja fotograficzna przy krzyżu była bardzo ważnym punktem wyprawy, dlatego trudno było uchwycić moment, w którym nikt przy nim nie stał.
Grupa nastolatków z księdzem modli się krótko przy krzyżu.
Silny i chłodny wiatr. Widać przesuwające się chmury tuż obok. Nie widać gór - żadnych widoków, tylko szare chmury. Wiatr szaleje, więc po chwili widać góry, a potem znów wszystko przesłonięte chmurami - i tak na zmianę.
Schodząc, mijamy wchodzących na szczyt z "dzień dobry" lub "cześć" na ustach.
Z Przełęczy na szczyt Tarnicy wchodzi się schodami. Wiele osób te schody krytykuje jako psujące estetykę górskiego krajobrazu. Zostały one jednak zbudowane dla umocnienia szlaku, przez który codziennie przechodzą setki turystów.
Do Ustrzyk Górnych wracamy czerwonym szlakiem - Głównym Szlakiem Beskidzkim - przez połoniny Szerokiego Wierchu.
Jeśli chodzi o turystów, widziałam sporo osób w różnym wieku. Nie było tej przytłaczającej ilości młodzieży. Grupy wiekowe były mniej więcej w równowadze.
Było również sporo rodzin z kilkuletnimi dziećmi. Widzieliśmy pewną rodzinę z dwojgiem dziećmi około 5 i 6 lat. Dziewczynka płakała rzewnymi łzami, że nie chce iść dalej. Przeszli najtrudniejszy odcinek drogi: z Ustrzyk w strefę połoniny. W końcu ulegli i zawrócili.
Tarnicę i niżej leżącą Przełęcz Siodło zostawiamy w tyle (na zdjęciu poniżej). Ostatnie spojrzenia.
Przechodzimy przez połoniny Szerokiego Wierchu.
Opuszczamy strefę połonin i wchodzimy do lasu. Żal opuszczać piękne połoniny. Jedyna pociecha to mniejszy wiatr i cieplej. Droga do Ustrzyk Górnych cały czas prowadzi przez las, żadnych urozmaiceń. Przy schodzeniu czas mi się bardzo dłużył.Przejście tej drogi zajęło nam około cztery i pół godziny - zgodnie z zapisami na mapie turystycznej.
Świetne krajobrazy, szkoda, że pogoda Wam nie dopisała. Twój wpis, Hanno, wzbudził we mnie tęsknotę za bieszczadzkimi szlakami... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPomimo zachmurzenia byłam z pogody zadowolona :)
UsuńNiesamowite są Bieszczady! Niesamowite zdjęcia! Napatrzeć się nie mogę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu Bieszczad/Bieszczadów :)
UsuńNiesamowicie, pięknie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPozdrawiam :)
Bajkowa wyprawa. Pewnie by mnie nogi bolały strasznie, ale za to bym miała te cudowne obrazy przed oczami.
OdpowiedzUsuńUściski!:))
Dla widoków warto trochę pocierpieć :)
UsuńAleż tam pięknie. Wspaniałe zdjęcia i relacja.
OdpowiedzUsuńMiałam pojechać w piątek po południu, niestety pogoda pokrzyżowała nasze plany.
Pozdrawiam:)*
Pogoda się zmieniła, ale mam nadzieję, że wróci jeszcze ciepło.
UsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Bardzo tam pięknie :)
OdpowiedzUsuńŁadne góry :)
UsuńWiatr był z pewnością nieprzyjemny, ale dobrze, że nie padał deszcz. Szlak był dobrze przygotowany i z pewnością łatwiej się wchodziło. Warto było ryzykować i iść oraz podziwiać piękne widoki. Uwielbiam te łagodne góry. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękna jest łagodność krągłych bieszczadzkich gór :)
UsuńAch te mostki, ścieżki i szlaki. Bieszczady są niesamowite. Byłem, ale bardzo dawno temu.
OdpowiedzUsuńGóry zaczarowane :)
Usuń