niedziela, 25 sierpnia 2024

Locarno i Festiwal Filmowy

Locarno to włoska część Szwajcarii. Ludzie mówią tu po włosku. "Buongiorno" i "Salve" jest na porządku dziennym. Locarno to miasto i gmina w południowej, włoskojęzycznej części Szwajcarii, w kantonie Ticino, siedziba administracyjna okręgu Locarno oraz powiatu Locarno. Leży nad rzeką Maggia oraz jeziorem Lago Maggiore. Położone około 80 km od Mediolanu, około 135 km od Zurychu i około 200 km od Genewy. Jest to najniżej położone miasto Szwajcarii (około 205 m n.p.m.).

Pierwsze wzmianki o Locarno pochodzą z VII wieku. W średniowieczu miasto należało do Mediolanu, a w 1512 roku zostało opanowane przez Szwajcarię. W okresie od 1803 do 1878 roku Locarno było stolicą kantonu Ticino.

W Locarno mieszka 16 075 osób. W 2021 roku 34,6% populacji gminy stanowiły osoby urodzone poza Szwajcarią.




Kiedy byłam tam z synem i córką trwał akurat Międzynarodowy Festiwal Filmowy - Locarno International Film Festival. Festiwal odbywa się od 1946 roku. Główną nagrodą dla najlepszego filmu w ramach przeglądu jest Złoty Lampart (Pardo d'oro). Festiwal jest organizowany w sierpniu, w plenerze na Piazza Grande z miejscami dla 8 tys. widzów.



Złotego Lamparta dla najlepszego filmu otrzymały trzy polskie produkcje: w 1971 roku Znaki na drodze w reżyserii Andrzeja J. Piotrowskiego, w 1973 Iluminacja reż. Krzysztofa Zanussiego i w 1986 Jezioro Bodeńskie reż. Janusza Zaorskiego. W 2016 roku nagrodę Srebrnego Lamparta dla najlepszego aktora otrzymał Andrzej Seweryn za rolę w filmie Ostatnia rodzina Jana P. Matuszyńskiego.


Czerwony dywan:







Ruiny zamku:


W Locarno są też trzy zabytkowe kościoły, ale nie natknęłam się na nie w mojej wędrówce po mieście.





czwartek, 15 sierpnia 2024

Wiersz: Muszelki

Muszelki

Bezkresne niebo,
ty i ja utknęliśmy
na piaszczystej plaży.

Pod stopami
lśnią różowe muszelki.

Złocisty widnokrąg,
w dali czerwieni się słońce




czwartek, 8 sierpnia 2024

37. Międzynarodowy festiwal teatrów ulicznych

To już 37. edycja Festiwalu Ulica - bo tak brzmi jego oficjalna nazwa. Spektakle były prezentowane na placach i ulicach Krakowa, w około 10 lokalizacjach. Przedstawienia były też w Małopolsce, m.in. w Limanowej, Wieliczce, Tarnowie. Były tu teatry z Argentyny, Chile, Niemiec, Litwy, Polski, Słowacji, Ukrainy, Wenezueli, Węgier i Włoch. Teatr uliczny nie ma tradycyjnej sceny, wszystko odbywa się tuż obok widza, wykorzystuje cyrkowe, akrobatyczne umiejętności aktorów, prestidigitatorstwo, harce klaunów, mimów, marionetki czy taniec ognia.

Wybrałam lokalizację w okolicach Rynku Głównego i na samym Rynku.

Obejrzałam trzy spektakle. 

Pierwszy był w wykonaniu teatru z Niemiec. To było prawdziwe widowisko. Spektakl nawiązywał do wojny w Ukrainie. Opowiadał  o uniwersalnych wartościach jak miłość, przyjaźń, nienawiść, walka. W przedstawieniu brał udział kukły - szkielet konia, Babinka w chuście, które były symbolem odwiecznych wartości. Aktorzy byli wspaniali. Należały im się za to gromkie brawa.











Drugi teatr był z Polski, o nazwie Pjotrek. To był właściwie monolog. Przyznaję, że trochę się rozczarowałam. Czekałam na przedstawienie. Przez pierwsze 10 minut byłam pewna, że coś się zmieni, że zacznie się prawdziwy spektakl. Moim zdaniem teatr nie pasował do festiwalu. Mężczyzna opowiadał o sprawach ważnych, takich jak pokój na świecie, poruszał temat duszy człowieka, medytacji, opowiadał o dzieciach głodujących w Afryce. Mówił też o wielu ważnych sprawach. Mimo to byłam rozczarowana. Wchodził w interakcje z publicznością i to było zabawne.

















Trzeci teatr był z Francji. To były wspaniałe akrobacje! Dwie młode kobiety tańczyły na ścianie wieży ratuszowej do muzyki Jeziora Łabędziego, Dziadka do orzechów. To był prawdziwy balet, one rzeczywiście tańczyły. Pierwszy raz widziałam tego rodzaju spektakl, był on dla mnie niesamowitym przeżyciem.